| Źródło: Głos Wielkopolski
UBER pod lupą służb
Pojawienie się Ubera w Polsce było zapowiadane jako rewolucja w transporcie osobowym. Międzynarodowa firma zrzesza kierowców, którzy oferują usługi przewozowe. Odbywają się one na zupełnie innych zasadach niż w przypadku tradycyjnych taksówek. Kurs zamawia się przez internet za pomocą aplikacji na smartfona, płatność także odbywa się drogą elektroniczną. Najciekawsze jest to, że klient płaci z góry i wie, ile będzie go kosztować podróż. Po dotarciu do celu można ocenić jakość usługi, kulturę kierowcy i warunki w aucie. Wejście niemieckiej firmy na polski rynek spotkało się z ostrymi protestami właścicieli taksówek. Kierowcy wożący pasażerów pod marką UBER padli ofiarą agresji. Uszkadzano ich samochody i wylewano na nie cuchnące substancje. Tropy wiodły do środowiska taksówkarzy - w internecie wyraźnie kibicowali oni szykanowaniu konkurencji.
Urzędnicy dołożą swoje
W tym tygodniu w Poznaniu trwają zakrojone na szeroką skalę kontrole przewoźników działających bez licencji. Oznacza to, że uberowcy muszą liczyć się z kłopotliwymi pytaniami. Kontrolujący ich pracownicy publicznych instytucji zamawiają przejazd jak normalni pasażerowie. Po wykonaniu usługi sprawdzają, czy kierowca odprowadza podatki i dysponuje licencją na przewożenie osób. Policja sprawdza z kolei stan techniczny auta.
Kajdanki w ruch?
Jak informuje "Głos Wielkopolski", wśród warszawskich pracowników Ubera kolportowano wiadomość, jakoby część ich poznańskich kolegów była doprowadzana na komendę w kajdankach. Policja tych informacji nie potwierdza. Natomiast przedstawiciele firmy podkreślają, że zawsze wspierają swoich partnerów i w razie jakichkolwiek problemów udzielają im pomocy - jak można wywnioskować, także prawnej. Aktualnie po Poznaniu jeździ około stu kierowców zrzeszonych pod szyldem UBER.
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj